Archiwum grudzień 2015, strona 2


gru 03 2015 Boze Narodzenie
Komentarze: 2

 Boże Narodzenie

- Boże, jak mnie wkurzają te święta – pomyślała Majka i ze złością wycofała się ze sklepu pełnego ludzi. Wracała z pracy i chciała po drodze kupić sobie coś na późny obiad, ale widząc te tłumy zrezygnowała. - Ile można kupować, powariowali przed tymi świętami – wściekała się w myślach.

Majka miała zamiar coś zjeść i popracować jeszcze trochę, bo jej praca w redakcji nie ograniczała się do budynku firmy. Zawsze trzeba było jeszcze coś w domu dopracować, szczególnie tematy, które wymagały skupienia i spokoju. Kilka kroków przed swoim blokiem zatrzymała się, patrząc w okna małego spożywczego sklepiku. - No, chociaż tu mam szczęście – weszła uruchamiając wystrojonego Mikołaja stojącego przy drzwiach. - Ho, ho, ho! - radosny głos włączył się równocześnie z melodią kolędy, którą tak lubiła jej mama. Majka machnęła ręką jakby chciała odgonić jakiegoś natręta. Atmosfera przedświąteczna powodowała, że kilka razy dziennie jej myśli bezwiednie krążyły wokół mamy, taty, rodzinnego domu w Pałkowicach i wspomnień z dzieciństwa. Czym bardziej nie potrafiła nad tym zapanować, tym bardziej ją to denerwowało. W sklepie machinalnie kupiła najpotrzebniejsze rzeczy i czym prędzej wyszła uruchamiając znów rubasznego Mikołaja.

Po drodze przejrzała korespondencję wyjętą ze skrzynki i jak zwykle zignorowała kartki świąteczne. Kot przeciągnął się leniwie gdy weszła i udając obrażonego pokazał jej ogon.

- Feliks nie wygłupiaj się, wcześniej nie mogłam – zrzuciła buty i pobiegła za futrzakiem. Właściciel tego pięknego imienia jeszcze chwilę pokazywał focha, ale za bardzo lubił pieszczoty żeby z nich zrezygnować. Majka podgrzała gotowe danie, przełożyła na talerz i jedząc zerkała na ekran telewizora. Właśnie zaczął się polski serial, który przypadł jej do gustu, a jednocześnie była zła na siebie, że traci przy nim czas. Oczywiście motyw świąt też się musiał tu znaleźć. - Boże, jakaś psychoza, czy co? - Spojrzała na stojący na komodzie kalendarz jakby oczami chciała przesunąć daty z 21 na na 27 grudnia. Podskoczyła na dźwięk telefonu i odruchowo odebrała:

- Cześć kochana – zaszczebiotała dawno nie widziana koleżanka.

- Co u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy i chciałam ci złożyć życzenia – Elka nie czekała nawet, aż Majka odpowie na powitanie. - Wesołych Świąt i fajnych prezentów, no i dużo miłości – wybuchnęła głośnym prawie histerycznym śmiechem. - Dzięki, tobie też – mruknęła Majka. -

- No to fajnie, zobaczymy się, a może razem spędzimy Sylwestra? - Elka zamknęła się na chwilę.

- Dobra, zdzwonimy się, dzięki za telefon – Majka wyłączyła się i głośno wypuściła powietrze. - Następna nawiedzona – pomyślała ponuro i wyłączyła telefon.

Położyła się na kanapie, przytuliła kota i przymknęła oczy. Na chwilkę – usprawiedliwiała się sama przed sobą. Nagle zobaczyła błyszczącą kolorową choinkę, usłyszała gwar, rozmowy, śmiechy, brzęczenie sztućców. Mama niosła z kuchni wazę z parującym barszczem, z płyty rozlegała się kolęda „Bóg się rodzi”. Wszyscy zasiadali do stołu, tato wkroczył za mamą z michą pierogów, Bartek robił miejsce na pełnym już stole. Magda wlewała do szklanek kompot z suszonych owoców, a ona – Majka patrzyła na całą rodzinę z uwielbieniem.

- Jak ja kocham święta – powiedziała do mamy odbierając od niej wazę z barszczem...

- A jak ja kocham was – uśmiechnęła się mama.

Nagle zakręciło ją w nosie i kichnęła głośno, aż Feliks się wystraszył i zeskoczył z kanapy. Majka ze zdumieniem rozejrzała się po pokoju wytarła łzy, które nie wiedzieć czemu spływały jej po policzkach.

….....................................................................................

Eliza podjechała pod dom i zatrąbiła klaksonem. Jerzy wyszedł, pomógł żonie wyjąć zakupy i zabrał je do domu.

- Co tam słychać ? – zapytała z przyzwyczajenia.

- Nikt nie dzwonił? - popatrzyła z nadzieją na męża.

- Dzwoniła twoja siostra, ale jeszcze się odezwie. Eliza chciała zapytać o Majkę, ale to nie miało sensu. Gdyby córka zadzwoniła, Jerzy by nie wytrzymał i od razu jej powiedział. Weszli do domu, Jerzy wziął płaszcz od Elizy i powiesił               w przedpokoju.

- Podgrzej mi zupę, a ja się trochę odświeżę – Eliza powkładała zakupy do lodówki. Puściła gorącą wodę do wanny, wlała żel i patrzyła na rosnącą pianę. Uwielbiała takie leżakowanie w wodzie po powrocie z pracy. Teraz przymknęła oczy i cieszyła się chwilą. Zaraz jednak usłyszała wrogi, stanowczy i pełen pretensji głos Majki:

- Okłamywaliście mnie przez tyle lat! Czemu mi nie powiedzieliście?! Kim są moi prawdziwi rodzice? - Majka miotała się po mieszkaniu i nie dopuszczała nikogo do głosu. Ojciec próbował złapać ją za rękę i uspokoić, ale to było niemożliwe.

- Majeczko posłuchaj przez chwilę, ja i tato... próbowała Eliza.

- Jaki tato?! - skoczyła Majka. Porwała z wieszaka płaszcz              i wybiegła z domu. Pukanie do drzwi było natrętne                        i denerwujące.

- Eliza, nie śpij w wannie, zupa stygnie – zawołał Jerzy                   i postukał znowu, by zmusić żonę do wyjścia z łazienki.          Eliza poczuła słony smak w ustach i nie wiadomo, czy policzki  były mokre od wody czy łez.

......................................................................................................

W wigilijne południe był nadspodziewanie niewielki ruch. Majka wyjechała z Krakowa i z bijącym sercem skierowała samochód w stronę Pałkowic. Przed nią trzy godziny jazdy i psychicznego przestawienia się na inny tor. Tylne siedzenia pełne były kolorowych pakunków, torebek i różnych świątecznych drobiazgów. Majka czuła się jak aktor przed wejściem na scenę. Bała się, a jednocześnie bardzo tego chciała. Ostatnie dni zdecydowały, że dziś jedzie do domu. Tak – do domu. Przecież Eliza i Jerzy to jej uwielbiani rodzice, a Magda i Bartek to rodzeństwo, za które dałaby się posiekać. Tak było trzy lata temu. Potem dowiedziała się, że rodzice zabrali ją z domu dziecka gdy miała 4 miesiące. Wściekła się, nie chciała słuchać tłumaczeń, nie odbierała telefonów. Nie podając nikomu adresu napisała, by jej nie szukali, że nie chce ich znać. Tak było do przedwczoraj, kiedy to w markecie zobaczyła Bartka z małym chłopczykiem na ręku. Mało nie zemdlała z wrażenia, zaskoczenia, wzruszenia. Usiadła i jak zaczarowana wpatrywała się w brata, który zupełnie nieświadomy tych obserwacji pokazywał synkowi jakąś zabawkę.

- Boże, mam bratanka! - ta krótka chwila zadecydowała o jej świątecznym postanowieniu.

- Co ja narobiłam?! Przecież to moja rodzina. Jak mogłam ich tak zostawić? - Rozejrzała się po olbrzymim sklepie ze zdumieniem. Teraz zauważyła pięknie oświetlone choinki, uśmiechniętych Mikołajów krążących między klientami, przedświąteczną gorączkę i atmosferę radosnego oczekiwania. Nagle i ją ogarnęła ta gorączka. Rzuciła się w stronę działu z zabawkami i kupiła kilka samochodzików dla 2-3 latka, potem kilka bajek i lalkę blondynkę i lalkę czarnulkę... Bo może Magda już też ma rodzinę? Gdy Majka otrząsnęła się z amoku, miała pełen wózek prezentów i tak szczęśliwą minę, że nie poznała samej siebie w podświetlonych lustrach.

- Mam nadzieję, że mnie przyjmą, Boże spraw, żeby nie było za późno – modliła się.

Od domu dzieliło ją już tylko 5 kilometrów i pokonała je jak na skrzydłach. Gdy zbliżyła palec do dzwonka przy drzwiach, one natychmiast się otworzyły, a za nimi stała mama. Patrzyły na siebie przez chwilę i prawie jednocześnie objęły ramionami płacząc i śmiejąc się na przemian. Trwały w uścisku do momentu gdy nie usłyszały cienkiego głosiku:

- Babcia, a kto to?

- Ciocia Maja, na którą wszyscy bardzo czekaliśmy – powiedział drżącym głosem dziadek Jerzy biorąc w ramiona swoją córkę. – Witaj dziecko – uśmiechnął się szczerze, co dawno mu się nie zdarzało.

Teraz to się już takie zamieszanie zrobiło, że wszyscy mówili naraz, wybuchali śmiechem, poklepywali się po plecach. Stukały sztućce, miauczał Feliks wypuszczony w końcu z samochodu, a mały Kamil chcąc się z nim zaprzyjaźnić prawie urwał mu ogon.

... a ona – Majka patrzyła na całą rodzinę z uwielbieniem.

- Jak ja kocham święta – powiedziała do mamy odbierając od niej wazę z barszczem...

- A jak ja kocham was – uśmiechnęła się mama.

Wesołych Świąt ;)

                                                                                     Ewa Piasecka

opowiadania : :