Najnowsze wpisy, strona 8


paź 30 2017 Moja codzienna rozmowa z Bogiem
Komentarze: 0

 

Moja codzienna rozmowa z Bogiem

Boże spraw...
...żeby Kowalska zostawiła w końcu tego zapitego sadystę, zanim zabije ją i ich wspólne, ciągle przerażone dzieci
...żebyśmy mieli czas popatrzeć w piękne - jak dziś - niebieskie niebo 
...żebyśmy nie wstydzili się uśmiechać do siebie mijając się w pośpiechu na ulicy
...żeby politycy zajęli się wreszcie swoją odpowiedzialną pracą, a nie pluli na siebie wzajemnie i skłócali z sobą rodziny, przyjaciół i cały nasz biedny kraj
…żeby wszyscy mieli pracę jaką lubią i potrafili zarobić na swoje potrzeby
...żeby ludzie, którzy decydują o sytuacji państw zatrzymali wyścig zbrojeń i przerwali wojny podczas których giną niewinni ludzie
...żeby cały budżet przeznaczony na zbrojenia został przeznaczony na dożywienie głodujących na całym świecie i na poprawienie ich bytu
...żeby wszyscy ludzie mieli dostęp do nauki i godnego życia
...żeby ludzie nie wykorzystywali swojej przewagi nad zwierzętami i nie krzywdzili ich
...żeby postęp, mądrość i inteligencja nie doprowadzały do powstawania wynalazków szkodzących ludzkiemu zdrowiu i życiu
...żebyśmy byli dla siebie lepsi, życzliwsi, gotowi zawsze do pomocy
...żebyśmy potrafili cieszyć się życiem i obdarowywali radością otoczenie
...żeby zniknęły w ludziach najgorsze cechy – chęć do morderstwa, kradzieży, stosowania przemocy i używania środków zagrażających zdrowiu i życiu
...żebyśmy przestali być pazerni na dobra doczesne i zauważali w porę, że czas przystopować i podzielić się z innymi
...żeby kapłani niosący posługę bożą dbali szczerze o swoich wiernych, a nie zarabiali na ich naiwności i głupocie
...żeby ci, którzy ratują nasze zdrowie i życie robili to uczciwie i z przekonaniem zgodnie z przysięgą (dzięki Tomek)
...żebyśmy postrzegli drugiego człowieka, a nie uważali siebie za „pępek świata”
Boże obdarz nas rozumem żebyśmy to wszystko pojęli i żeby każdy mógł swoje zadanie spełnić – jaki piękny byłby wtedy świat!  

Ewa Piasecka

opowiadania : :
paź 30 2017 Drugie podejście
Komentarze: 0

 Drugie podejście 

             Taka żałość mnie ogarnęła. Szedłeś obok mnie ulicą w jasnej marynarce i tak się ładnie uśmiechałeś. Słońce świeciło, samochody śmigały obok nas, a ja zawiesiłam się na tym twoim uśmiechu, bo lubię gdy ludzie się śmieją.
Otworzyłam jedno oko i szybko je zamknęłam, ale było już za późno. Już nie szedłeś obok mnie w jasnej marynarce. Mój uśmiech też znikł. Szkoda. Zamiast jasnej marynarki zobaczyłam prześwitujące przez firankę promienie słońca. Tak mnie nieraz nachodzi; czasem we śnie, częściej na jawie. W jakimś oderwaniu od teraźniejszości widzę cię i taki żal pali w środku. To już prawie 10 lat, ale dalej wracają te chwile lepsze czy gorsze. Przeważnie lepsze. Ale to nic. Jutro zacznie się maraton i nie będzie czasu na rozpamiętywanie. W redakcji znów szaleństwo jakieś, bo redukcje, zmiany w niektórych działach, ludzie spanikowani i niepewni. Paweł zaprosił mnie na przyszły weekend do Wisły i na tym muszę się skupić, bo chyba przyjdzie mi ruszyć do jakiegoś sklepu. Nie cierpię chodzenia po sklepach, ale jak mus to mus. No to już mam punkt pierwszy dzisiejszego wolnego dnia, wyjść z łóżka, przejrzeć garderobę i zobaczyć co trzeba zmienić w wiosennej kolekcji. Paweł twierdzi, że we wszystkim mu się podobam, a najbardziej bez garderoby. Nie mogę podzielić jego zdania, ale udaję, że lubię te jego męskie teksty. Każdy z nas ma w sobie jakiegoś mniejszego czy większego świra i ten nie jest znów taki wyjątkowy. Paweł pojawił się w moim życiu już w liceum. Spotykaliśmy się w szkole i poza nią, ale wtedy nie zaiskrzyło. Potem rozdzieliły nas studia i nie widzieliśmy się długie lata. W ubiegłym roku będąc z Martą w teatrze zauważyłam, że jakiś facet wgapia się we mnie bezczelnie. W popłochu wyjęłam lusterko i sprawdziłam, czy mi się coś dziwnego na twarzy nie pojawiło. Zdegustowana podniosłam głowę i rozpoznałam w intruzie dawno nie widzianego Pawła. Coś dziwnego się stało, bo czułam jak się czerwienię i sucho robi mi się w gardle. Paweł autentycznie się ucieszył i przywitał się ze mną na misia. Gdy mnie przytulił to już w ogóle poczułam się jak lalka z wosku. - Boże, co mi się dzieje – pomyślałam w panice.
- Jak miło cię widzieć Monika – jego głos zmienił się i zabrzmiał tak jakoś seksownie.
Odsunął mnie od siebie i przyglądał się uważnie, a jego mina uświadomiła mi, że lustracja przebiegła bardzo pomyślnie.
- Słuchaj, musimy się spotkać. Wróciłem do kraju … chyba na stałe. Mieszkam na razie w hotelu, ale już za kilka dni wprowadzam się i to na Sienkiewicza, blisko naszej kochanej budy – uśmiechnął się zadowolony.
W tym momencie wróciła z toalety Marta i zrobiła za plecami Pawła duże O.
- Pozwól Marta, że ci przedstawię dawnego kolegę z lat szkolnych – zaszczebiotałam jak kretynka.
- Czemu dawnego? - uśmiechnięty Paweł odwrócił się w stronę Marty.
- Trochę się nie widzieliśmy – wybąkałam jak przedszkolak.
- Wszystko jest do nadrobienia, może napijemy się czegoś razem po tej strawie duchowej? - Paweł spojrzał na mnie z prośba w oczach.
- Nie widzę powodu żeby odmawiać. Prawda Marta? Nie jest jeszcze tak późno – w końcu odzyskałam jako-taką równowagę psychiczną, żeby błysnąć dłuższą wypowiedzią.
No i tak właśnie zaczęło się powtórne „koleżeństwo” z Pawłem. Lecz była to już całkiem inna znajomość, zażyłość raczej. Uczucie pojawiło się od razu w teatrze. Na początku udawaliśmy trochę przed sobą, nie wierząc, że niebezpieczna strzała amora walnęła w nas jednocześnie. Ochłonęłam już trochę, bo po roku nabrałam dystansu, chociaż nie bronię się przed uczuciem. Tyle lat uciekałam przed facetami, zamykałam się w czterech ścianach i rozpamiętywałam. Dobrze, że jest Marta. Bez niej...nawet nie myślę, co by było. Moja mama zawsze mówiła, że na starość dobrze jest mieć dzieci. Nie czuję jeszcze starości, ale dzieci naprawdę mi brakuje i zaczynam rozumieć, co mama miała na myśli. W każdym razie na szczęście była Marta, moja jedyna i skuteczna podpora. Myślę, że bez niej bym się zagłodziła, albo stoczyła, bo nie mogłam sobie poradzić w życiu po stracie Jakuba.
Myślę, że gdy ktoś odchodzi na zawsze, zostawia po sobie jakąś cząstkę siebie. Dobrze, że jesteśmy obdarzeni takim wynalazkiem jak pamięć i w dowolnym momencie możemy ją włączyć. Tak jest do momentu, gdy pamięć nie szwankuje. 
- Dobra, dosyć już tych rozważań – odrzuciłam energicznie kołdrę i wyskoczyłam z łóżka. Ogarnęłam mieszkanie, wypiłam soczek i po koniecznych zabiegach upiększających, mogłam wyruszyć na wielkie zakupy. Teraz Marta byłaby mi bardzo potrzebna, ale niestety, musiałam sobie radzić sama. Moja kochana fotografka wyjechała gdzieś w „Sudety robić zdjęcia do gazety”, jak żartobliwie określałyśmy jej pracę. Ona też powoli układała sobie życie po raz drugi. Jej rana była trochę inna – długoletni partner odszedł do jej własnej siostry. I tak obie – psychicznie okaleczone przez los szłyśmy do przodu trzymając się za ręce. Marta poznała fajnego faceta, też fotografa, ale jest ostrożna, aż do przesady. Boi się zaangażować, bo wie jak boli porzucenie. Trzyma tego swojego Jacka na dystans i poddaje go śmiesznym próbom. Fajny z niego chłopak, tylko trochę nieśmiały, a żywiołowa i trochę narwana Marta kręci nim jak wiatrakiem. Myślę, że dobrze im będzie razem jak się już to Marty obwąchiwanie skończy.
Gdyby mnie ktoś zapytał 10 lat temu – co by było gdybym straciła ukochaną osobę, to nie znalazłabym na to odpowiedzi. Na takie pytanie nie da się odpowiedzieć. Tu głównym bohaterem jest czas. Ta nasza pamięć włącza się, ale pilot jest już trochę sfatygowany. Przypominam sobie dobre chwile z „tamtego życia”, ale one też już bledną i wracają do mnie coraz rzadziej. Taki mam dziś melancholijny dzień i pomyślałam, przymierzając trzecią bluzkę w sieciówce, że pora na otwarcie nowej karty w moim życiu. Powiem „tak” Pawłowi podczas tego weekendu w Wiśle, bo domyślam się jego intencji. Czas na drugie podejście.

Ewa Piasecka

opowiadania : :