mar 16 2016

Słońce potrzebne od zaraz


Komentarze: 0

 

 

Słońce potrzebne od zaraz

Ewa Piasecka

 

Łukasz oparł się o bar i udawał, że dziewczyny chichoczące przy stoliku w ogóle go nie interesują. A interesowały, niestety, a szczególnie jedna – Ala. Była tak ładna, że w głowie mu się kręciło od samego patrzenia. Ale ona miała to gdzieś. Jej koleżanka - niewiele mniej atrakcyjna zauważyła spojrzenia Łukasza i domyślała się, że to nie o nią chodzi.

- Aluś, ten Łukasz z technikum nie spuszcza z ciebie oka – szturchnęła koleżankę.

- Niech spada, nie podoba mi się – Ala pociągnęła łyczek drinka i obojętnie spojrzała w stronę baru. Łukasz oczywiście zupełnie nie zainteresowany spokojnie rozmawiał z barmanem.

- Słuchaj, one często tu przychodzą? - zapytał Łukasz niewiele starszego od siebie chłopaka nalewającego kolejne piwo.

- Tajemnica zawodowa - uśmiechnął się Sławek.

- Znasz tę czarną? - pytał dalej niczym nie zrażony Łukasz. - Podoba mi się i nie wiem jak zagadać, żeby mnie nie olała.

- Próbuj młody – barman z uśmiechem obsługiwał gości i jednocześnie wysłuchiwał problemów znajomych.

Łukasz nagle przypomniał sobie rozmowę z Marcinem – młodszym bratem taty, któremu nie „wujkował”, bo dzieliła ich niewielka różnica wieku. Też kiedyś powiedział „próbuj młody”, sprzedając mu sposób na zwrócenie na siebie uwagi u dziewczyn. Mówił wtedy, że trzeba udawać obojętnego twardziela, nie przymilać się i kiedyś poskutkuje. Kiedyś... a Łukasz chciał już.

Skończył swoje małe piwko i kiwnął ręką do Sławka na znak, że wychodzi. Minął stolik dziewczyn jakby ich nie widział i skierował się do wyjścia.

- Jakoś nie zauważyłam, żeby był zainteresowany – Ala kpiąco spojrzała na Justynę.

- Bo widzisz, co chcesz – mruknęła Justyna przekonana, że ma rację.

Dziewczyny jakoś straciły humor i też zaczęły zbierać się do domu.

- Mam jeszcze trochę do poczytania na jutro. Jak pomyślę, że matura już za...Boże, za równy miesiąc, to ciary po mnie łażą – Justyna aż się wzdrygnęła na samą myśl o egzaminach.

- Damy radę – Ala optymistycznie zareagowała. - To do jutra! - dziewczyny rozstały się przy placu zabaw i każda skierowała się do swojego bloku.

….....................................................................

Grażyna zamówiła dwa drinki z parasolką i popatrzyła z naganą na Ankę. - Ty to jakaś dziwna jesteś. Kto ci dogodzi? Jak była posucha, nudziłaś się i nie wiedziałaś co z sobą począć, to ci było źle. Teraz pojawił się ciekawy obiekt, który szuka tylko okazji, żeby ci w oczy spojrzeć, to znów ci źle. Weź się określ babo, masz szósty krzyżyk na karku, a zachowujesz się jak gówniara.

- Nie chcę żeby ktoś mi patrzył w oczy...- zaczęła Anka, ale Grażyna jej przerwała. - Tra ta tata! Takie teksty to nie do mnie. Czemu większość babskiego rodu tak bez sensu się zgrywa? Wszystkie lubią być adorowane, ale co druga udaje, że wcale jej to nie obchodzi. I ty też mi taką ciemnotę wciskasz, ale nie jestem ślepa i swoje wiem. Myślisz, że nie widzę jak ci się oczka świecą na widok tego przystojniaka? Nie wygłupiaj się, tylko wymyśl coś sensownego i się z nim umów. A jak nie, to powiedz mi czemu i co masz do stracenia. Fajnie byłoby pojechać do kina, teatru, pospacerować i takie tam. Lepsze to, niż ta twoja bezsensowna nuda i celibat na przekór... .No właśnie, na przekór czemu? Zachowujesz się jak szesnastowieczna zakonnica – Grażyna w końcu złapała oddech po tej tyradzie.

No dobra, nie drzyj się na mnie – Anka rozejrzała się po lokalu sprawdzając czy na pewno wszyscy słyszeli jak przyjaciółka bawi się w stręczycielkę.

Chciałaby być taka jak ona – nie szukać problemów na siłę. Grażyna waliła prosto z mostu, chociaż jak sytuacja tego wymagała, to potrafiła być delikatna jak motylek. Anka kochała ją jak siostrę. Nadawały na podobnych falach, chociaż Grażyna była „łatwiejsza w obsłudze” - jak sama o sobie mawiała. Dlatego problemy u niej jakoś szybciej znikały, albo w ogóle się nie pojawiały. Anka potrafiła mały incydent rozbierać na czynniki pierwsze i sama komplikowała sobie życie. Zamartwiała się często pierdołami, zamiast cieszyć się trzecią młodością – to też były słowa Grażyny. Tak jak teraz; myślała o Wojtku, który się jej podobał, a zachowywała się dokładnie tak jak wykrzyczała jej Anka. I po co? Przecież przed nią nie musiała udawać, znały się od lat. Tak naprawdę, to chyba bardziej udawała sama przed sobą. Bała się zmian, wstydziła się swoich niedoskonałości w wyglądzie, nie wiedziała jak się zachować w niektórych sytuacjach damsko-męskich. Grażyna nigdy nie miała takich obiekcji. Parła do przodu w swoich zamierzeniach, a jak się coś nie udało potrafiła przeprosić, poprawić i szła dalej.

- ...chyba nas jeszcze nie zauważył, bo wisi oczami na tych fajnych laseczkach, co siedzą przy stoliku obok – zamyślona Anka usłyszała końcówkę zdania. Spojrzała w kierunku, w którym patrzyła Grażyna i zauważyła dwie nastolatki zajęte rozmową.

- Kto? - zapytała Grażyny trochę nieprzytomnie.

- Ogarnij się babo, mój wnuk Łukasz, siedzi tam przy barze i wgapia się w te dwie – parsknęła babcia przystojnego amanta.

…......................................................................................

Ala szła do szkoły i zamiast o maturze myślała o przystojnym Łukaszu, który nie od wczoraj błąkał się w jej bogatej wyobraźni. Oczywiście widziała wczoraj jego wysiłki i gdyby nie Justyna to pewnie by skapitulowała, ale w takiej sytuacji... . Nie mogła się przyznać, że facet jej się podoba, bo zaraz by się zaczęło. Trochę sama jest sobie winna, od zawsze w sprawach damsko-męskich zachowywała się jak dzikus. Gdy dziewczyny opowiadały o swoich upatrzonych męskich modelach, ona zawsze znalazła powód by kogoś wyśmiać. U każdego znalazła jakiś slaby punkt i nie mogła się powstrzymać, by go nie ośmieszyć. Tak robiła już w gimnazjum, gdzie rodziły się pierwsze miłości, zawody i tragedie. To wszystko dotyczyło oczywiście jej koleżanek, bo ona była ponadto. A teraz ją ta nowa sytuacja zaczęła drażnić. Jej myśli jakby biegły swoim torem bez udziału mózgu. Co jest, kurde? - wkurzała się. Żadne miłostki nie są mi potrzebne, matura za chwilę – kłóciła się sama z sobą.

…....................................................................................

Grażyna wyszła z marketu i wystawiła twarz do słońca. - Ale pięknie – pomyślała. Przyszło lato i chce się żyć. Założyła okulary słoneczne i skierowała się w stronę parku. Pomyślała, że ma czas i nie musi z tymi zakupami gnać do domu. Szkoda słońca. Weszła w pierwsza alejkę i wrosła w ziemię. Na ławeczce siedziała Anka z ...Wojtkiem, który podobno w ogóle jej nie interesował. To, że patrzyli sobie w oczy i nie widzieli nic poza sobą, było tak widoczne jak dzisiejsze słońce. Grażyna w zwolnionym tempie zrobiła w tył zwrot i skierowała się w inną alejkę. Uśmiechnięta i zadowolona, że jej przyjaciółka w końcu zmądrzała, spacerowała po parku i słuchała szalejących w drzewach ptaków. Ludzie spacerowali, dzieci biegały rozrzucając niepotrzebne już czapki i kurteczki, tu i tam siedziały przytulone pary. Pod ładnie przyciętą wierzbą na kolejnej ławeczce zauważyła znajomą postać. Właśnie jej kochany wnusio oderwał się od swojej towarzyszki i rozpromieniony zaczął jej coś opowiadać. Grażyna uśmiechnęła się, bo nie było sensu udawać, że nie widzi kolejnych znajomych.

- Cześć babciu – Łukasz pomachał do Grażyny i mrugnął do niej szczęśliwy. - Pomóc ci z tymi zakupami? - zapytał. - Nic z tego, masz ciekawsze zajęcie – powiedziała ze śmiechem Grażyna i pomachała młodym na pożegnanie.

- No proszę – pomyślała – można im tłumaczyć do bólu i nic nie dociera. Wystarczy, że słońce zaświeci i już się niektórym rozjaśnia w łepetynach – rozbawiona wymyślonym mottem skierowała się pod parasole na pierwsze w tym roku lody z podwójną śmietaną i polewą czekoladową.

opowiadania : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz