lis 07 2015

Rodzinna sielanka


Komentarze: 1

 

 

Rodzinna sielanka

Mój mąż się przeziębił. Macie pojęcie? Niebezpieczeństwo zapalenia płuc i pobytu w szpitalu było zbyt wielkie, bym je zlekceważyła. Zaczęły się więc przygotowania do kwarantanny jak w godzinie W. I tak: w domu cieplutko, w termosie ciepła herbatka z cytrynką i miodem, na talerzyku potrzebne medykamenty. Chłopaki uprzedzeni, by ojcu pozwolić spokojnie chorować, obstawili wolne monitory. Cisza, spokój, muzyczka jak u bioenergoterapeuty. Starałam się nie tłuc w kuchni garami, ale wiecie jak to jest. Czym bardziej uważasz, tym więcej spadającego sprzętu wali o kuchenne kafle. Trwało więc to spokojne szczęście jakieś 20 minut. Podnosząc się z „kucków” walnęłam głową o drzwiczki otwartej szafki, zaklęłam za głośno i niecenzuralnie. W tym samym czasie nastąpił konflikt interesów moich Synów i niepokojąco groźne okrzyki zmusiły mnie do interwencji. Po krótkim, ale skutecznym działaniu wyszłam z ich pokoju jak arbiter zwycięzca. Niestety usłyszałam z końca mieszkania omdlewający głos Mojego Męża... No to lecę!

- Możecie mi dać w spokoju wypocząć? Chory jestem i jak mam wyzdrowieć w tym hałasie?!

Ok. Zrobiłam małe kolorowe kanapeczki, przykryłam kloszem, by nie wyschły. Świeża herbatka, kawka na wszelki wypadek /chociaż w chorobie podobno nie smakuje/, no i jeszcze coś słodkiego.

- Chłopaki! Wyłączamy sprzęt i zbieramy się na spacer!

Nie zauważyłam entuzjazmu, ale jakoś udało mi się ich wyprowadzić z domu. Poszliśmy do parku, moi Synowie wzięli siłownię we władanie. Też powinnam ale nie, moja książka czekała w torebce. Nie mogłam jej zawieść ;) Chłopcy poszaleli jakieś pół godziny, aż się zdziwiłam, że tak długo wytrzymali. Hasło „lody” było tak oczywiste, że dyskusja nie miała sensu. Przedłużałam powrót do domu, bo chciałam, by Mój Mąż trochę pospał w spokoju. Na lodach spotkaliśmy dwie moje szkolne koleżanki, też z dziećmi. Integracja całej grupy zasługiwała na dłuższe wspólne spędzenie wolnego czasu. Wszak do nas należała wolna sobota. Po dłuższej naradzie nasza piątka młodzieży orzekła, że w kinie jest dziś hit, że cała trzecia „A” już to widziała, tylko oni tacy do tyłu itd. No dobra, w sumie, czemu nie? Dzieci do kina, my do kawiarenki obok. To był super pomysł. Nadrobiłyśmy z dziewczynami ostatnie dwa lata i nagadałyśmy się na zapas, bo film trwał ponad 2 godziny.

Umówiłyśmy się o tej samej porze w sobotę za miesiąc, co przy naszym szczęściu uda się za około 2 lata. Ale już się cieszymy na to spotkanie. Chłopaki też zadowoleni, bo z dwoma synami i córką-chłopczycą moich koleżanek dogadują się od przedszkola. W dobrych humorach weszliśmy cichutko do mieszkania, by taty nie zbudzić. Nie musieliśmy się wysilać, bo Mój Mąż widocznie za nami tęsknił:

- Boże, człowiek chory leży i cierpi! Gorączka mnie męczy, mięśnie bolą, nie mogę wstać. Nie ma komu podać szklanki wody, nie ma się do kogo odezwać, wszyscy mają mnie w nosie...

Wyszłam do kuchni, spojrzałam na termometr leżący na stole z wzorowym wskazaniem na 36,6 i dłonią zakryłam usta, by pohamować narastający wybuch histerycznego śmiechu ;) Ech, faceci...

 

                                                                             Ewa Piasecka

                                                                    Listopadowa sobota 2015

opowiadania : :
kbk
07 listopada 2015, 22:26
No to się naczekałam.... kilka dni ani widu ani słychu..... Dzisiejszy wpis przypłaciłabym pozbyciem się zębów. Latałam po mieszkaniu ze szmatą i wycierałam to tu, to tam zastanawiając się kto w tym domu brudzi.... chyba kot ;/ bo ja nie :) Usłyszałam charakterystyczny klik, czyli powiadomienie na fb, że jest jakaś wiadomość. No to ruszyłam w kierunku telefonu nie zauważając wiadra. Wiadro silikonowe(niech to ...) przy kopnięciu zgięło się i cała woda rozlała się po podłodze. No cóż dzięki "Babskiemu Spojrzeniu" mam dokładnie wypucowaną podłogę, zęby w całości i przyjemność z przeczytanego tekstu. Ubawiłam się ... zresztą gęba dalej mi się śmieje, bo moje doświadczenia były podobne :) Dziękuję za tego bloga:) Czasem doprowadza do płaczu, czasem do śmiechu, ale za każdym razem jest fajnie. Czekam na dalsze wpisy, postaram się przy tym nie rozrabiać :) Miłego weekendu :)

Dodaj komentarz